Czego nauczyłem się podróżując przez 3 lata? Czyli co zmienia się w człowieku podczas długoterminowych podróży

No dobrze, żeby nie było. Tak naprawdę to w jakieś półtora roku, bo tyle tych podróży się w tym czasie nazbierało. Prawdziwy tytuł powinien więc brzmieć: czego nauczyłem się rzucając pracę na 3 lata, podczas których podróżowałem i eksperymentowałem z alternatywnymi stylami życia.

Kilka dni temu w firmowej kuchni padło bardzo ciekawe pytanie:

„Wojtek, co tak właściwie dało ci to podróżowanie?”

W przeciwieństwie do „jak było” i „czy brałeś kolumbijski koks” to pytanie pojawia się tak rzadko, że musiałem chwilę pomyśleć, a sama odpowiedź była dość ogólnikowa. Przez kilka kolejnych dni temat do mnie wracał, aż ostatecznie, po kilku chwilach przemyśleń, jestem w stanie udzielić pełniejszej odpowiedzi, którą się z wami dziś dzielę.

PODRÓŻOWANIE NIE JEDNO MA IMIĘ

Zanim jednak przejdę do konkretów pragnę poruszyć kilka bardzo ważnych spraw. Zaczynając od najważniejszego: każdy z nas jest inny i dla każdego podróżowanie jest czymś innym, toteż ostatecznie będzie pełniło inną funkcję. Dla przykładu: ja w trakcie swojej podróżniczej „kariery” kilkukrotnie wyruszałem ze zmieniającymi się celami, co dopiero mówić o innych ludziach, totalnie różniących się charakterem. Ostatecznie więc to nasze podróżowanie przynosi efekty odpowiednie do tego, jak go użyjemy. Podróżować można na dziesiątki różnych sposobów, niektóre z nich są gorsze (np. pozostawiająca negatywny odcisk masowa turystyka komercyjna), inne lepsze, a wiele z nich po prostu różne i różnie atrakcyjne w zależności od samego podróżującego.

OKREŚLAJ SWOJE CELE I BĄDŹ ŚWIADOMY WŁASNEJ MOTYWACJI

Zdaję sobie sprawę z tego, żę nie jest łatwo podróżować odpowiedzialnie i świadomie, zwłaszcza gdy dopiero zaczynamy swoją przygodę w całym tym podróżniczym świecie. Dla przykładu, moje pierwsze wyjazdy odbywały w ramach prostej motywacji: podróżowanie pozwalało na doświadczenie niespotykanego wcześniej poczucia wolności, przy okazji pozwalając na zdobywanie wiedzy o świecie i poszerzanie horyzontów. Krótko mówiąc: chodziło o poznanie świata w jak najmniej ograniczającym stylu, co zwykle sprowadzało się do jazdy autostopem i nocowania na dziko w namiocie. Z biegiem czasu pojawiły się nowe pomysły, tj. podróżowanie na motocyklu, a także inne, bardziej ambitne cele. Tuż po pierwszym wyjeździe do Ameryki Południowej w 2013 roku, gdzieś na stepie południowej Argentyny, zapisałem nawet do swojego notatnika osobisty manifest tamtej podróży. Kilka ciekawszych pozycji brzmiało mniej więcej tak:

  • Gonić za wiatrem
  • Nauczyć się mówić po hiszpańsku
  • Odnaleźć wewnętrzny spokój, dostrzec radość świata i prawdziwy sens życia
  • Zatrzymać się
  • Zrobić coś dobrego dla świata

Większość pozycji z listy (która była kilkukrotnie dłuższa), ku mojemu dzisiejszemu zaskoczeniu, się spełniła. Wiele z nich, m.in. te bardziej ambitne z przytoczonych powyżej były dla mnie w tamym okresie tak abstrakcyjne, że właściwie zapisałem je bez jakiegokolwiek przekonania. Nawiasem mówiąc to tak naprawdę zapisałem ten manifest głównie z tego względu, że po kilku pierwszych tygodniach dopadła mnie fala zmęczenia całym tym bujaniem się. Przelanie tych pomysłów na papier chyba nawet pomogło na szybsze pozbieranie się.

PODRÓŻOWANIE „WGŁĄB SIEBIE”

To nie jest tak, że pojedziemy na naszą wymarzoną kilkumiesięczną podróż i wrócimy do tego samego miejsca będąc takimi samymi osobami. Wręcz przeciwnie, zgromadzone w nas doświadczenia zmienią nas wprost proporcjonalnie do czasu odbywanych wojaży. Rozpoczęty proces długoterminowego podróżowania najprawdopodobniej pójdzie swoją drogą, momentami wymknie się spod naszej kontroli, a my możemy miewać problemy z dostosowaniem się do rzeczywistości zastanej po powrocie. Tak było w moim przypadku, i też nie raz, a kilka. Najważniejsze jest to, jak sobie z tym będziemy radzić i w którym kierunku kierować całą tą energię wynikającą z naszego podróżowania.

Dlaczego o tym piszę? W ciągu ostatnich trzech lat kilkukrotnie latałem do Ameryki Południowej i raz do Północnej. Przez proces „ekscytacja wyjazdem” do „depresja powrotu” przechodziłem kilka razy, aż do momentu, w którym wreszcie nauczyłem się nim zarządzać. Jeszcze nie wiem czy to dzięki temu, że najzwyczajniej w świecie objechałem prawie wszystkie kraje kontynentalnej Ameryki Łacińskiej i się tym podróżowaniem trochę znudziłem, albo czy właściwie zrozumiałem, że żaden powrót już mi nie straszny, bo tak przecież będą wyglądały najbliższe lata mojego życia i każdy powrót będzie się wiązał z kolejnym, nowym wyjazdem. Ale o tym za chwilę.

CO TAK NAPRAWDĘ DAŁY MI KILKUNASTOMIESIĘCZNE PODRÓŻE?

Wybaczcie przydługi wstęp, ale uznałem, że przed wyrzuceniem „suchej” listy zalet długoterminowego podróżowania przyda się kompletne uzasadnienie. Moje top 6 zalet wygląda tak:

  • Lepsze poznanie siebie, sprecyzowanie aktualnych potrzeb i celów na następne lata. Dzięki podróżom zrozumiałem, czego w życiu chcę, a czego sobie aktualnie nie życzę. Do tych pierwszych zaliczam kolejne podróże i poznawanie nowych kultur i języków, aktywne życie bez pośpiechu, blisko przyrody i z dala od zgiełku. Do tych drugich zaliczam branie kredytu, osiadanie na stałe w dużym mieście czy poddawanie się presji na dostosowanie swojego trybu życia do powszechnych, niekoniecznie pasujących mi wzorców.
  • Otwartość na świat i innych. Pewnie pójdę o dużo za daleko pisząc, że przejąłem tzw. „latynoski luz”, jednak z pewnością mogę powiedzieć, że pewne granice jakie dotychczas miałem (dystansowania się, wycofanie) daleko przesunęły się. Stało się tak właściwie z kilku powodów: pierwszym z nich było długotrwałe przebywanie w obcej, bardziej wyluzowanej kulturze i siłą rzeczy przejmowanie i przenoszenie zachowań do „starego życia”. Drugim elementem, który wg mnie miał wpływ na zwiększenie otwartości było poznanie dziesiątek nowych i bardzo otwartych ludzi (zarówno innych podróżników jak i miejscowych), którzy wielokrotnie swoim zachowaniem pokazywali mi, jaki sam chcę być. W skrócie: z nawet najkrótszego kontaktu z nowo poznaną osobą często byłem w stanie wyciągnąć pewną lekcję i przełożyć ich pozytywne oraz negatywne zachowania na moje własne, pozwalając mi wybierać tylko te najlepsze. Pewien poznany Włoch powiedział mi raz: „W podróży jesteśmy dla siebie tacy dobrzy i fajni, bo widzimy się tylko przez chwilę i każdy z nas chce dać z siebie to co najlepsze”. Być może tego typu podejście da się przełożyć nawet na trochę dłuższy dystans.
  • Elastyczność w życiu codziennym i w walce z przeciwnościami. Długotrwała podróż to nie tylko bajeczne plaże, widokówkowe wodospady czy generujące zazdrość fotki wrzucane na Facebooka.
    W podróżowaniu bywa tak, że rzeczy idą nie po naszej myśli: spóźniamy się na autobus/samolot/pociąg (lub to ten nie przyjeżdża), musimy „uciekać” od naganiaczy, przechodzimy ostre zatrucie, gubimy pieniądze, dokumenty lub ktoś nas okrada. Mnogość tego typu rzeczy, przez które zaplanowana przez nas podróż się zmienia, sprawia, że z czasem się do tego przyzwyczajamy i w pewnym momencie przestajemy się tym przejmować. Nabyta umiejętność automatycznie przenosi się do życia codziennego i gdy przychodzi do załatwiania uporczywych spraw codziennych (formalności, lekarze, wynajem mieszkania) rzeczy te dzieją się dużo łatwiej i nie mają na nas aż takiego wpływu. Nabyta w podróżach elastyczność sprawia, że łatwo dostosowujemy się do nowego-starego świata (do którego wróciliśmy np. po 6 miesięcznej podróży), a także te same rzeczy potrafimy postrzegać z innej, bardziej zdystansowanej perspektywy. Mówiąc krótko: problemy przestają być problemami, a w obliczu trudności przestajemy widzieć tylko komplikacje, a też nowe możliwości.
  • Umiejętność komunikowania się po hiszpańsku. Wydawałoby się, że ten punkt nie wymaga dodatkowego komentarza, jednak w nauce nowych języków obcych jest coś, o czym mało kto pisze. Kilka lat temu opublikowane zostały wyniki badań mówiące o tym, że osoby wychowane w środowiskach wielokulturowych (np. amerykańscy Chicanos, czyli osoby o korzeniach meksykańskich, ale mieszkających w Stanach Zjednoczonych), natywnie komunikujące się w dwóch językach wykazują tendencje do zmian cech osobowości w zależności od używanego języka. Przymykając oko na fakt, że badania były wykonane na osobach posługujących się angielskim i hiszpańskim od lat najwcześniejszych (w przeciwieństwie do nas, którzy ucząc się języków w podróżach nie mamy szans dojścia do tego poziomu myślenia w danym języku), można założyć, że sama intonacja i rytmika w posługiwaniu się danym językiem (np. hiszpańskim, który w porównaniu do niektórych języków brzmi bardzo „żywo”) w pewnym stopniu wpływa chociażby na stan emocjonalny mówcy, a także, zakładając oczywiście dość odważnie, po pewnym czasie może odświeżająco wpłynąć na myślenie i wyrażanie się w języku ojczystym.
  • Wiele interesujących znajomości z całego świata. Tak tak, znajomości nie tylko z obydwu Ameryk, w trakcie moich wojaży non stop poznawałem innych podróżników z całego świata. Zalety można wyliczać w nieskończoność, jak chociażby przyjaźnie na całe życie, czy rozbudowana sieć interesujących kontaktów w każdym zakątku świata.
  • Wypróbowanie nowych styli życia. Po kilku miesiącach od rozpoczęcia wielkiej, południowoamerykańskiej podróży naszła mnie pewna refleksja. Długoterminowe podróżowanie samo w sobie jest fajne, jednak obok tego esencją mojego życia jest tworzenie i spełnianie się. Mówiąc prosto: zachciało mi się pracować. Nie chciałem jednak wracać do pracy w stałym miejscu i postanowiłem poeksperymentować z pracą zdalną, a właściwie z pracą na własną rękę, jako twórca aplikacji i stron internetowych. Nasłuchałem się dużo wcześniej o modnym dzisiaj stylu życia „cyfrowego nomady” i to był też doskonały moment, aby wypróbować go na własnej skórze. W rezultacie zacząłem podróżować z laptopem, na którym pisałem kolejne posty tego bloga, montowałem „Telenowelę Latynoamerykańską” oraz tworzyłem nowe appki, wszystko z lepszym lub gorszym skutkiem. Dziś, mając takie doświadczenia za sobą, staram się organizować pracę tego typu trochę w inny sposób (np. planując podczas tegorocznego wyjazdu do Wenezueli) i tak naprawdę wiem, że tego typu podróżowanie nie jest idealne i, być może, sprawdza się jedynie w konkretnych przypadkach: dla odpowiednich styli podróżowania (bez parcia na „przygodowe podróżowanie”, czyli np. jazda motocyklem przez cały kontynent), dla niektórych osób (predyspozycje psychiczne, np. duża tolerancja na niesprzyjające warunki do pracy) i w niektórych momentach życia (np. brak większych zobowiązań jak np. nie lubiąca podróżować rodzina).

WASZE KORZYŚCI Z PODRÓŻY

Ciekaw jestem co was motywuje do odbywania podróży i czego uczycie się odbywając swoje krótsze lub dłuższe wojaże? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!


Comments

2 odpowiedzi na „Czego nauczyłem się podróżując przez 3 lata? Czyli co zmienia się w człowieku podczas długoterminowych podróży”