The Art of Travel, Adventure and Suffering. The 5 Day Trip To ColombiaSztuka Podróżowania, Przygody i Cierpienia, Czyli Pięciodniowa Podróż do Kolumbii

NONCONFORMIST TRAVELS BETWEEN POLAND AND COLOMBIA

Five day odyssey to Medellin in Colombia is finished. During couple of days trip I had some time for a healthy dose of madness, found and adventure or two and eventually, didn’t get any opportunity to rest well at all. Somewhere on the way down to Medellin I visited Szczecin, Copenhagen and in the meantime took three buses, one train and like six month ago I crossed Baltic sea on a ferry. Florida was little bit more comfortable, I rented a car, drove to Key West, which eventually wasn’t that fun at all, but at least a new lesson was learned and some experience gained. In short: why would anybody go to Key West if you can just go on a plane and land up somewhere on beautiful Caribbean island, which would be cheaper, more fun… and not that American at all.

WE DON’T WANT ANY PICTURES BECAUSE HASH IS EVERYWHERE HERE

Copenhagen reminded me how fun Europe could be. After a short trip through Denmark I started to think about visiting Scandinavia. And eventually I made to Christiania, a district which is famous for it’s autonomy and specific atmosphere. The overwhelming hippie vibe is basically powered by huge joints and the smoke coming out of it. I won’t share any pictures from there because people actually are not welcome to take them. On of the locals told me: „We don’t want pictures because here hash is everywhere”.

THE FUTURE OF CHRISTIANIA

Thee hours after I boarded the plane and after another ten hours I landed in Fort Lauderdale in Florida. In the waiting line to the customs inspection I met Danish guy who showed me the darker side of Christiania. Victor used to visit Christiania often, but he doesn’t go there anymore, he claims that these days Christiania is ruled by a gang of drug dealers. The irony about that is nobody from the government controls Christiania, the police let Christianians to do whatever they want to do and in the end, the new oppressing government was established there by people inside. And I don’t mean the initial locals that established Christiania but new citizens, the ones that are looking to settle somewhere on the the black market, the ruthless drug dealers.

Christiania is being destroyed from inside and surprisingly it shares the similar story with pop culture, the one that takes and digests everything what is independent, beautiful and innovative. The machine that serves the ones that are looking to entertain themselves, but in the first place, is a tool of those who care only about the pile of dollars, those who actually couldn’t even make something half amazing as the art or the idea they are abusing and squeezing as a lemon.

WHAT’S NEXT?

I’m in Medellin and after six month stay in Poland I start to see Colombia in new light. All the doubts I had before are vanishing now and I eventually can feel this place. The answers I was looking for in April are popping up and The Colombian Confusion naturally transforms into a logical and coherent picture.

What’s next? In couple of days I’m hitting the road, more or less directly I’ll go south. Let’s see where the road will take me this time. As soon I’ll master all the new technologies I bought in Florida the blog will bloom with other medias, motion pictures, sounds and who knows what more. Stay tuned.

NONKONFORMISTYCZNE PODRÓŻE NA TRASIE POLSKA – KOLUMBIA

Pięciodniowa odyseja do Medellin w Kolumbii dobiegła końca. Ostatnie kilka dni to zdrowa dawka szaleństwa, kilka fajnych przygód i za mało czasu na sen. Gdzieś tam po drodze zwiedzałem Szczecin, później Kopenhagę, w międzyczasie jechałem trzema autobusami, jednym pociągiem i podobnie jak pół roku temu, przepłynąłem Bałtyk promem. Na Florydzie wypożyczyłem samochód, pojechałem na Key West, co okazało się doświadczeniem nie tyle fascynującym, co pouczającym – na sławnym amerykańskim archipelagu nie znalazłem bowiem nic dla siebie. No może poza morzem, ale to można znaleźć także poza Stanami, a tak naprawdę wystarczy wsiąść w samolot i polecieć na Karaiby, gdzie nie będzie tylko taniej, ale i ciekawiej… no i nie tak amerykańsko.

NIE CHCEMY ZDJĘĆ, BO TUTAJ HASZ JEST WSZĘDZIE

Kopenhaga przypomniała mi za to, jak fajnie jest w Europie i ile ten kawałek świata ma do zaoferowania. Po krótkim pobycie w Danii zacząłem się dobrze zastanawiać, czy może nie powinienem w końcu pojechać na trochę dłużej do Skandynawii. No i wreszcie dotarłem do Christianii, sławnej dzielnicy cechującej się autonomią i specyficznym stylem życia mieszkańców. Hipisowska atmosfera tego miejsca potęgowana jest przez chmury dymu wydobywające się z ogromnych skrętów palonych przez miejscowych i turystów, a u samych palaczy dominują tajemnicze uśmiechy, przymrużone oczy i „miękki chód”. Zdjęć z Christianii nie mam żadnych, bo miejscowi wyraźnie ich sobie nie życzą. Dookoła porozstawiane są własnoręcznie wykonane znaki przypominające o zakazie, a cytując jednego z miejscowych: „Nie chcemy zdjęć, bo hasz jest tutaj wszędzie”.

PRZYSZŁOŚĆ CHRISTIANII

Trzy godziny później wsiadłem do samolotu, a po kolejnych dziesięciu lądowałem już w Fort Lauderdale na Florydzie. W kolejce do odprawy celnej poznałem Duńczyka, który szybko zweryfikował moją opinię na temat Christianii. Wiktor zwykł często odwiedzać to miejsce, jednak dziś już tego nie robi, bo jak twierdzi Christianią rządzi gang handlarzy narkotyków. Nikt z zewnątrz Christianii nie kontroluje, tamtejsza policja przymyka oczy na to co dzieję się za bramą hipisowskiej enklawy, a oprawczym rządem stali się sami „Christianijczycy”. Nie z dziada-pradziada, a napływowi, szukający okazji do zajęcia swojego miejsca na czarnym rynku bezwzględni gangsterzy.

Christnianię niszczy to, co ją pierwotnie zbudowało: wolność, brak zasad i dostęp do narkotyków. I uwaga, będzie dygresja, bo historia Christiani przypomina trochę popkulturę, która wchłania i trawi wszystko co niezależne, piękne i nowatorskie. Maszyna z jednej strony dla głodnych rozrywki produkuję lekką strawę, a z drugiej wydala wielką zieloną kupę (dolarów) wprost na tych, którzy i tak by nie byli w stanie wymyślić czegoś fajnego.

CO DALEJ?

Jestem w Medellin i po sześciu miesiącach pobytu w Polsce zaczynam odkrywać Kolumbię na nowo. Wszelkie wątpliwości, które wcześniej miałem zaczynają znikać i nareszcie zaczynam „czuć” to miejsce. Pojawiają się odpowiedzi na pytania, które sobie wcześniej stawiałem, Kolumbijskie zamieszanie powoli przeobraża się w spójną i logiczną układankę o czym napiszę już za kilka dni.

Co dalej? W przyszłym tygodniu zaprzęgam motor i wyruszam dalej, mniej lub bardziej bezpośrednio na południe. Zobaczymy gdzie mnie tym razem poniesie. Jak już opanuję te wszystkie nowe technologie, które nabyłem na Florydzie, to na blogu będzie pojawiało się też więcej różnych mediów, ruchomych obrazów, dźwięków i w ogóle. Tyle spraw organizacyjnych, a od dziś jadziem znów z koksem*, czyli przygód Bakpakisty ciąg dalszy. Gorąco zapraszam.