Darien Gap, Część 2: Przygoda

DSC03729

W Marcu 2014, omijając Darien Gap, przeciągnąłem drogą morską mały motocykl. Część pierwsza historii traktuje o drodze przez Darien Gap i dlaczego właściwie jej nie ma.

Jak zwykle szczęście mi dopisało i obyło się bez niespodzianek. Przeprawa przez Darien Gap zajęła tylko tydzień, nie utknąłem na dłużej na żadnej wyspie, a przy okazji zobaczyłem całkiem fascynujący kawałek świata. Nic z elektroniki nie ucierpiało, motór nie wpadł do wody, jedynie zamoczył się trochę paszport i wiza amerykańska nieznacznie “rozpuściła”, co być może utrudni mi drogę powrotną, ale tym na razie się nie przejmujmy. Podróż odbyłem trzema motorówkami (jedną suchą i dwoma mokrymi) i jednym statkiem, na którym to przesiedziałem prawie sześć dni. Trasa wygląda następująco (odcinki przebyte drogą morską zostały wytłuszczone):

Panama City -> Wybrzeże Panamy -> Wyspa Carti (Panama) -> Puerto Obaldia (wybrzeże Panamy) -> Capurgana (wybrzeże Kolumbii) -> San Juan De Urabá, okolice Arboletes (wybrzeże Kolumbii) -> Cartagena (Kolumbia)

DSC03667Gdzieś u wybrzeży Panamy, tuż przed załadunkiem na motorówkę która zabrała mnie na wyspę Carti. Szlak morski Panama – Kolumbia prowadzi przez wyspy San Blas, autonomiczny region Panamy, zamieszkany jest przez ludzi Kuna. Wyspa Carti jest jedną z nich. Mawiają: Coca Cola i McDonalds są wszędzie. Przepłynąłem, zobaczyłem i mogę dodać, że telefony komórkowe też.

DSC03707Carribean Star, statek który zabrał mnie z wyspy Carti do Puerto Obaldia. Kilka godzin przed jego przypłynięciem poznałem kucharza z tego właśnie statku. Licząc na łatwe pieniądze, uparcie chciał negocjować ze mną cenę przewozu, zaczął od $300, na końcu stwierdził że za mniej niż $200 nie popłynę. Kapitan zgodził się na $150, a i tak myślę że przepłaciłem.

DSC03720Jedzenie lepsze niż na Iris z Rio Mammore.

DSC03688Jedna z wielu wysp do których podpływaliśmy.

DSC03729Jedna z wielu rajskich wysp do których nie podpływaliśmy.

DSC03702Rdzenna ludność wysp San Blas, nazywani są Kuna, mówią swoim językiem Dulegaya oraz po hiszpańsku. Z wyglądu nie przypominają Latynosów, żyją na upchanych wysepkach które ledwo co wystają nad poziom morza. Za czterdzieści lat, kiedy to kolejne góry lodowe dalekiej północy i południa rozpuszczą się, a poziom wód podniesie się wystarczająco żeby przykryć ostatnią z wysp, Kuna przeniosą się do miast, zdejmując swoje tradycyjne stroje, zapominając o swoim języku i wreszcie mieszając się z Latynosami. Jedźcie i oglądajcie póki jeszcze są… chociaż może lepiej zostawić ich w spokoju?
DSC03840

DSC03835Przedostatniego dnia, zamiast wyruszyć do portu docelowego, kapitan zarządził malowanie statku. Z obserwacji tempa pracy jakie narzuciła sobie załoga mogłem się domyślać, że wszyscy są już mocno znudzeni trasą i czekają tylko żeby się zabawić w Puerto Obaldia. Nie zdziwiłbym się, że to właśnie cichy plan przebiegłego kapitana, któremu zależało na szybkiej robocie.
Ostatniego dnia wyruszyliśmy wcześnie rano do Puerto Obaldia (ostatni przystanek w Panamie), skąd wynająłem motorówkę do Capurgana (Kolumbia).

DSC03844No i wreszcie port docelowy. Właściwie to ostatni przystanek w Kolumbii nie był żadnym portem, a wioską przy plaży. Plan zakładał podróż statkiem do Turbo, ale trafiła mi się motorówka płynąca do miejscowości gdzieś pomiędzy Turbo a Cartageną. No i za jedną trzecią ceny planu pierwotnego. Skończyło się na trzech i pół godzinach skakania po falach, których nigdy nie zapomnę (godzin jak i fal, swoją drogą to mnóstwo czasu na przemyślenia). Ostatecznie wylądowałem na jakiejś zapomnianej plaży, na tyle wymęczony że z łatwością mogłem wyobrazić sobie że ląduje w Normandii. Mogę jedynie przypuszczać, że widok gringo z motorem dostarczył miejscowym tematów do rozmów na cały tydzień. Gdyby jeszcze tego było mało, okazało się że nie można się tak po prostu zdesantować w głuszy. Urząd celny w Monteria (najbliższe duże miasto) wysłał mnie 300 kilometrów dalej do Cartageny, gdzie dopiero mogłem zarejestrować motor. Po drodze mnóstwo policji, ale nikt mnie nie zatrzymał bo przecież z takim motorem wyglądam jak miejscowy. Zresztą oni zatrzymują tylko ciężarówki, a to dlatego że szukają koksu. Ach, przygoda.

Leave a Reply