Jazda po drogach gruntowych w porze deszczowej kończy się właśnie tak.
Dojechałem. Jeszcze przed wyjazdem stwierdziłem, że całą trasę z Medellin do Bogoty przejadę w jeden dzień, później zdecydowałem, że spędzę noc w jakimś fajnym miejscu, a na końcu okazało się, że trasa pomiędzy dwoma metropoliami jest przepiękna, po drodze jest mnóstwo atrakcji i tak naprawdę nie chcę znowu utknąć w wielkim mieście. Trzy dni w drodze były niesamowite, a to głównie dzięki swobodzie płynącej z podróżowania na motocyklu.
Ruch na trasie nagminnie utrudniany jest przez stare ciężarówki, które zasmradzając otoczenie ledwo co wdrapują się na na górę. Tym bardziej zaskoczony byłem potencjałem jaki drzemie w małym silniku mojej Hondy, wyprzedzanie wjeżdżając na wzniesienie na takim motorku jest płynne, a małe gabaryty maszyny sprawiają, że nawet dużo mocniejsze osobówki zostają w tyle.
W Kolumbii jest właśnie szczyt pory deszczowej, ledwo co wyjechałem z Medellin, a rozpadało się na dobre. Czekać aż przejdzie nie było sensu, bo równie dobrze mógłbym czekać do grudnia lub stycznia. Nie ma to tamto, jechać trzeba, a jak to wszystko wyglądało zobaczycie już wkrótce na filmie. W międzyczasie zapraszam na kilka zdjęć.
Dzień 2. Bóg istnieje i wygląda właśnie tak.
Dzień 2. Przewrócona cysterna spowodowała gigantyczne kolejki na górskiej drodze. Nie dotyczy motocyklistów.
Dzień 3. W miejscowości Facatativá ustanowiony został nowy rekord łatania dętki – 15 minut.
Trzymamy kciuki za nową wyprawę, śledzimy i czekamy na inspirujące wpisy! Pozdrowienia z Nikaragui!