The Story of Two Motorcycles, Selling The Bike, Buying The BikeHistoria Dwóch Motocykli, Czyli Sprzedam Stary, Kupię Nowy

Travelling brings freedom. Travelling on a motorbike brings freedom. Having a motorbike, unless you don’t need to sell it, brings freedom. At the the end of your trip, the motorbike looses all it’s magical properties. Then it’s just becomes a bleak mixture of metal, plastic and rubber. Just a week before it was bringing joy, now it can be a little pain. I would prefer it would happen the other way around.

I almost bought a motorbike today, a Honda Tornado XR 250 to be precise. The motorbike was originally owned by some Swiss guy, then Kiwi and today it’s owned by an Australian named Sam, which by the way is heading to the airport right now to catch the plane to Buenos Aires and then to Bali. Sam had to go, so the bargain was quite good. Shortly before buying the bike I just realised how insane I was to plan to buy the second motorbike and trying to sell the first one while being on the road.

But Sam really needed to sell the bike so he gave me even a better offer. We eventually went to a small moto shop district and I already decided to sell my motorbike for $200 – $300 so that the new owner could part it out. Lot’s of bad carma and tears, because this Honda CGL125 is a decent bike that deserves a good owner. And it’s so fun to ride.

But nobody wants to buy the bike even for parts, the price melts to $250, then $200… Latinos are checking out the bike and the papers and not jumping into the deal… The price drops to $150. Enough!

Patience should have it’s limit and couple of days here in Medellin gave me another priceless lesson. The motorbikes stays with me, in couple of days I’m heading to Bogota and then across the Colombia. Tornado stays in Medellin, after I’ll sell my bike I’ll finish the deal with Sam while he is in Asia… Hopefully I’ll sell the motorbike to some laid back Aussie surfer who will enjoy it riding down the Ecuador coast while looking for the waves. And then he’ll sell it to another one and just after 100 thousand kilometres it’ll stop forever and in the meantime the story of the first owner that rode it all the way down from Mexico will be told once or twice. Maybe. Or maybe it’ll land up in parts in some Colombian garage… Or maybe I’ll just ride it all around South America!Podróżowanie daje poczucie wolności. Podróżowanie na motocyklu daje poczucie wolności. Posiadanie motocykla, dopóki nie trzeba go sprzedać, przynosi pewną wolność. Pod koniec podróży motocykl traci swoje wspaniałe właściwości i staje się do niczego nie potrzebnym zlepkiem metalu, plastiku i gumy. Wtedy zamiast dawać wolność, ogranicza, nierzadko wzbudzając negatywne emocje, mimo że jeszcze kilka tygodni wcześniej dawał radość. Wolałbym odwrotnie.

Dzisiaj o mało co nie kupiłbym nowej maszyny, a dokładnie, Hondy XR250 Tornado. „Trąba” ma to do siebie, że ma dwa razy większy silnik, lepsze zawieszenie, wygodniejszą pozycję do jazdy no i co najważniejsze, została ona stworzona do jazdy po asfalcie jak i w terenie. Motocykl był wcześniej w posiadaniu Szwajcara, później Nowo Zelandczyka, a obecnym właścicielem jest Australijczyk o imieniu Sam, który właśnie jedzie na lotnisko żeby złapać samolot do Buenos Aires, a później na Bali. Sam jechać musiał, więc okazja była dobra i mimo że motocykl kilka rundek po Ameryce Południowej już odbył, to zdecydowałem się na mały „upgrade”. Koniec końców, gdzieś tam jednak późnym wieczorem odezwał się we mnie zdrowy rozsądek i dotarła do mnie perspektywa męczarni związanej z koniecznością posiadania dwóch motocykli, dopóki nie sprzedam starego.

Sam przyparty był jednak do muru i zaproponował mi jeszcze lepsze warunki… spiąłem się więc i pojechaliśmy szukać kogoś, kto zechciałby przygarnąć moją Hondę CGL125. Wylądowaliśmy w małym zagłębiu moto-sklepowym i nawet już wydałem na nią wyrok, czyli chciałem oddać ją na części za $200 – $300 dolarów. Zignorowałem też kompletnie sprawę złej karmy, bo taki fajny motor zasługuje przecież na kogoś, kto się nim zaopiekuje i przejedzie jeszcze chociaż z 10 lub 20 tysięcy kilometrów więcej… a tak po rozmontowaniu starej Hondy ja zostałbym z wiatrem we włosach na moim nowym-starym Tornado i łzami w oczach.

Problem ze sprzedażą mojego obecnego motocykla polega na tym, że w wielu krajach poza Meksykiem nie da się go zarejestrować – to wszystko wina przepisów blokujących nielegalny import tańszych motocykli. Pozostaje jedynie sprzedaż na części lub innemu turyście. Ostatecznie okazało się, że nawet na części trudno go sprzedać – i tak cena powoli spadała, było $250, $200, $150, czas leciał, a Sam odliczał minuty do samolotu… Latynosi po kolei sobie oglądali, słuchali silnika, przełączali kierunkowskazy, dyktowali niższą cenę, oglądali papiery aż w końcu prowadzili do kolejnego sklepo-warsztatu gdzie cena topniała o następne $50 i zabawa zaczynała się od nowa. Dość!

Cierpliwość powinna mieć swoje granice, a kilka ostatnich dni przyniosło mi kolejną bezcenną lekcję. Motor jedzie dalej ze mną, już za chwilę do Bogoty, a potem dookoła Kolumbii. Tornado zostaje w Medellin, ja szukam kupca na swoją maszynę i jak tylko go sprzedam, to sfinalizuje transakcję z Samem, który wyśle mi papiery gdzieś z Azji. Mam tylko nadzieję, że mój motocykl skończy jako maszyna jakiegoś wyluzowanego Australijczyka, który w poszukiwaniu fali będzie przemierzał na niej wybrzeże Ekwadoru. Później tuż przed swoim wyjazdem odsprzeda kolejnemu, silnik w końcu po 100 tysiącach kilometrów ostygnie na zawsze, a w międzyczasie ktoś raz czy dwa powtórzy historię pierwszego właściciela, który mając nietypową fantazję przyjechał na niej aż z Meksyku… Może. A może zasili garaż jakiegoś poczciwego Kolumbijczyka. A może nawet, o niebiosa, objadę nią całą Amerykę Południową!