I left San Salvador on Friday and since then I didn’t see any other European or American tourist. In the meantime I made through the border with Honduras, which was a hassle as usual:
- Border vultures running after moto-gringo. Speeding up and trying to loose him doesn’t help. Actually it makes the vulture more determined and he starts to sprint.
- El Salvadorian photocopy machine operator told me that I should make all copies in his office, because Honduras is experiencing power outage… yeah right.
- The price of the second photocopy batch increased for 50%.
- To my surprise bringing the motorbike to Honduras costed me 34 USD. The procedure required a two trips more to photocopy office.
It’s so easy to travel across the Europe. No hassle, just driving through. But really, some of those borders here are quite annoying and I’m not looking forward for the crossing with Nicaragua…
The old train station where in 1979 Paul Theoraux got off from a train from San Salvador. The building is a bus terminal now, according to locals the last train rode here 26 years ago. I couldn’t find any remains of train tracks there..
Some fantastic architecture can be found not only in San Salvador.
This fella really wanted a picture. Then he asked me for change…
After border crossing with Honduras the game of avoiding holes in the road started. I had the road all for myself for a long time, which is quite uncommon here in Central America. The landscape was gorgeous!
On my way to Tegucigalpa I drove into beautiful little town Pespire.
Colonial towns with charming plazas and churches are gems amongst dirty and noisy Latin American cities.
Dudes wanted a picture as well.
At some point my speedometer started to show 0 kmph. The cause was detached cable as shown on the picture below.
Speedometer malfunction costed me couple of kilometres. An hour later…
You can see and smell pines all around Tegucigalpa.
Tegucigalpa centre at last!
Z San Salvadoru wyjechałem w piątek i właśnie uświadomiłem sobie, że od tego czasu nie widziałem żadnego białego turysty. W międzyczasie przeprawiłem się przez granicę z Hondurasem co standardowo zajęło prawie dwie godziny i wiązało się z typową listą atrakcji:
- Hieny graniczne rzucające się w pościg za moto-gringo. Ucieczka i gwałtowne przyspieszanie nie pomaga, wręcz przeciwnie, poziom determinacji hieny wzrasta powodując wydobycie ukrytych talentów sprinterskich.
- Robiąc odbitki dokumentów potrzebnych do przekroczenia granicy dowiedziałem się od Salwadorczyków, że powinienem wykonać wszystkie kopie u nich bo w Hondurasie nie ma prądu… Oczywiście, że był.
- Robiąc drugą partię odbitek cena jednostkowa zdążyła podskoczyć o 50%.
- Mimo że nie planuję długo zabawić w Hondurasie to za pozwolenie na wjazd motorem zapłaciłem 34 dolary. Celem dopełnienia formalności związanych z mechanicznym junakiem zmuszony byłem odwiedzić punkt ksero dodatkowe dwa razy.
W takiej Europie to mamy nieźle. Poważnie, przejścia graniczne zabierają całą radość z podróżowania. Wkrótce Nikaragua…
Pozostałości po dworcu kolejowym po którym w 1979 roku przechadzał się Paul Theoraux. Budynek obecnie służy za dworzec autobusowy, a jeśli wierzyć ludziom z San Vincente ostatni pociąg przejechał tamtędy 26 lat temu. Na miejscu nie znalazłem żadnego śladu po torach.
Jak widać Salwador może poszczycić się fantastyczną architekturą także poza San Salvadorem.
Ten koleś bardzo nalegał, żebym mu zrobił zdjęcie. Jak już zrobiłem to spytał czy nie mam czasem jakiś pieniędzy na zbyciu.
Po przekroczeniu granicy z Hondurasem rozpoczęła się „zabawa” w unikanie dziur w asfalcie. Przez dłuższy czas miałem całą drogę dla siebie, biorąc pod uwagę liczbę i stan dróg w Ameryce Środkowej to rzadkość. Widoki były zachwycające!
W drodze do Tegucigalpa natknąłem się na uroczą miejscowość Pespire.
Kolonialne miasteczka z urokliwymi placami i kościołami są wytchnieniem od zaśmieconych molochów z hałaśliwymi targowiskami.
Ci kolesie też chcieli zdjęcie.
Ni z tego ni z owego prędkościomierz zaczął pokazywać 0 km/h. Jak się okazało przewód od prędkościomierza postanowił się odkręcić.
W wyniku awarii przewodu „zgubiłem” jakiś kilometr lub dwa. Godzinę później…
Comments
2 odpowiedzi na „A Visit in Honduras, Patagonian Express, Border Vultures and Lots Of Pictures From The RoadWizyta w Hondurasie, Ekspres Patagoński, Hieny Graniczne i Mnóstwo Zdjęć z Drogi”