Kolumbijskie Zmiany – Dlaczego Warto Odwiedzić Kolumbię w 2015, Czyli Kolumbijskiego Zamieszania Część Trzecia

Stare miasto Bogoty.

W trakcie swoich podróży poznałem wielu plecakowiczów, którzy byli w Kolumbii i są zgodni co do jednego: Kolumbia jest świetna. Nie macie planów na wyjazd w nowym roku? Kraj, który niegdyś kojarzył się z wojną domową, kokainą i przemocą was nie zawiedzie. Więcej, będziecie chcieli wrócić.

O swoich wrażeniach z podróży po Kolumbii pisałem już wcześniej. Serię roboczo nazwałem Kolumbijskim Zamieszaniem, a dzisiejszy odcinek nie jest ostatnim. Będzie jeszcze więcej: o kokainie i o ludziach.

Kolumbijska Wojna Domowa

Ostatni weekend w Kolumbii spędziłem w Mocoa, mieście na pograniczu Amazonii, niegdyś nękanym przez partyzantów. Z opinii innych turystów miasto nie należy do najciekawszych i nie sprawia wrażenia bezpiecznego, jednak Paul, właściciel hostelu zapewniał mnie, że nic mi nie grozi. Wylądowałem w barze z salsą, tańcząc i poznając nowych ludzi, aż w pewnym momencie zostałem zaproszony do stolika grupki ośmiu osób. Jedna z nich, niby w żartach, została mi przedstawiona jako „guerrillero”, czyli członek partyzantki. Na moje pytanie czy to prawda ów jegomość zaprzeczył. Żarty żartami, ale ja nie wnikałem dalej, a być może granicę już zdążyłem przekroczyć.

Miałem szczęście odwiedzić Kolumbię w wyjątkowym momencie. Tuż po moim drugim pobycie okazało się bowiem, że FARC, czyli kolumbijska lewicowa partyzantka, ogłosiła bezterminowe zawieszenie broni. Tym samym otwiera się nowy rozdział w historii kraju, miejmy nadzieję ostateczny krok ku stabilizacji nękanego przez wojnę domową kraju.

Podczas mojego pobytu już większość terytorium kraju była otwarta dla turystów, co w takim np. 2007 roku było nie do pomyślenia. Z relacji turystki ze Słowenii, drogę pomiędzy większymi miastami i atrakcjami turystycznymi można było pokonywać wyłącznie samolotem, a miejsca które dziś odwiedzamy były turystom jeszcze nieznane.

Kolumbijska Otwarość

Już w samolocie z Florydy do Medellin poznałem dwóch Kolumbijczyków, młodego Fernanda wracającego z uniwersyteckiej wymiany i trochę starszego Miguela (twierdzącego, że wraca ze studiów, choć fakt że nie wiedział jak poprawnie wypełnić kartę migracyjną skłania mnie do wysnucia trochę innych wniosków).

Po pięciu minutach rozmowy Fernando zaproponował mi, żebym zabrał się z nim i jego kuzynem, który miał go odebrać z lotniska. Mając w pamięci przerażające historie o porwaniach oczywiście nie odmówiłem. Po dopełnieniu formalności migracyjnych natknąłem się jeszcze raz na Miguela, który akurat witał swoją rodzinę. Radości było co nie miara, znalazł się również powitalny alkohol, aż w końcu zostałem przedstawiony jego szeroko uśmiechniętej córce, co zgodnie z obyczajem oznaczało, że mogę starać się o jej względy. Te sprawy jednak odłożyłem na później i już po godzinie, po kilku kolejkach Aguardiente (tradycyjnego kolumbijskiego napitku) i nie w bagażniku, dotarłem do swojego hostelu.

Niebezpieczny wcześniej kraj otwiera się wciąż na nowe możliwości (zarówno dla podróżników jak i przedsiębiorców), przy czym to szczególnie prowincja urzeka ludźmi, którzy są przyjacielscy i bezpretensjonalni. Podczas mojej podróży miejscowi zwykle witali mnie z zainteresowaniem, byli otwarci, zagadywali przy czym dawali siebie nawet trochę poznać. Być może w niedalekiej przyszłości obcokrajowiec będzie już kojarzył się tylko z zarobkiem, a dla typowego turysty prawdziwa interakcja z miejscową kulturą będzie prawie niemożliwa.

Nowości w Darien Gap

Granica Kolumbii z Panamą to miejsce które niestety trzeba ominąć, bo nie ma tam ani drogi, ani czego szukać. W marcu 2014 pokonywałem newralgiczny odcinek niskobudżetowo, czyli opłacając lokalne łajby. Alternatywą była podróż na turystycznej żaglówce, czyli wydatek trzy razy większy (1000 USD) od kosztów jakie poniosłem. Dziś Darien Gap pokonujemy wygodnie dzięki nowo uruchomionemu promowi i gdybym tylko zawitał do Kolumbii pół roku później, to wszystko miałbym podane na tacy. Tymczasem pamiętam doskonale, że gdy w marcu wyjeżdżałem z hostelu w Panama City to sam do końca nie wiedziałem, czego się spodziewać. W ciągu swoich podróży zdążyłem się nauczyć, że to charakterystyczne uczucie, czyli niepewność i dreszczyk emocji to zapowiedź prawdziwej przygody.